autor: Ivo » 13 sty 2014, 07:59
Mrozen
Wysłany: Czw Mar 06, 2008 3:28 pm
Kapłan czarownic - Krzysztof Alojzy Lautner
W roku 2000, czyli 320 lat po śmierci, w następstwie apelu Jana Pawła II aby kościół rozliczył się i przeprosił za ciemne karty swej historii, Krzysztof Alojzy Lautner został zrehabilitowany przez ołomunieckiego arcybiskupa Jana Graubnera. Podkreślił on jednak, że ważną rolę w tragicznych, siedemnastowiecznych wydarzeniach u podnóży Jeseników spełniła z władza świecka.
Poniżej przytoczę fragment artykułu, jaki popełniłem dziesięć lat temu dla Pielgrzymów – „Wielkie polowanie – o czarownicach, sabatach i płonących stosach”. Po odświeżeniu i korekcie mam nadzieję umieścić go w naszej cyfrowej bibliotece.
"Kapłan czarownic - Krzysztof Alojzy Lautner
18 września 1998 r. minęło 313 lat od spalenia šumperskiego dziekana i proboszcza Krzysztofa Alojzego Lautnera. Urodził się w Šumperku, najprawdopodobniej w 1622 r. /podczas pierwszego przesłuchania, które odbyło się w 1680 r., zeznał że ma 58 lat/, a jego rodzice nosili imiona Zachariasz i Dorota. Po ukończeniu szkoły miejskiej w Šumperku zaczął uczęszczać do szkół łacińskich w Ołomuńcu. Tam też po raz pierwszy odczuł powołanie kapłańskie. Dzieciństwo i młodość Lautnera przypadły na lata wojny trzydziestoletniej. Był to czas głodu, epidemii, gwałtu i strasznego zdziczenia obyczajów. Ten właśnie upadek moralny i niepewność istnienia przyczyniły się do umocnienia wiary w moc szatana i wydały straszny owoc w postaci „polowania na czarownice”. W 1642 r. Ołomuniec został zdobyty przez Szwedów i Lautner postanowił opuścić pustoszone przez wojnę Morawy. Jak później sam o sobie mówił: „był człowiekiem pokoju i pióra, a nie miecza i nie chciał nosić muszkietu”. Najpierw udał się do Landshut w Bawarii, skąd uciekł przed Szwedami do Wiednia, gdzie po czteroletnich studiach uzyskał tytuł magistra. Następnie przez dalsze trzy lata kontynuował naukę w Grazu w Styrii. Święcenia kapłańskie otrzymał przebywając już z powrotem w stronach rodzinnych w 1656 r. Tylko przez dwa lata był kapłanem w Ołomuńcu i już w 1658 r., w okresie wielkiego braku księży po zakończeniu wojny trzydziestoletniej i dzięki swym zdolnościom, został ustanowiony proboszczem w Dolnej Moravicy niedaleko Rýmařova, skąd w roku 1663 przeszedł do Osoblachy. Kierując się prośbą swojego przyjaciela z młodości, farbiarza Kacpra Sattlera, późniejszego burmistrza Šumperku, wrócił do tego miasta w 1668 r. Do chwili swego aresztowania w dniu 18 sierpnia 1680 r. przez 12 lat był powszechnie lubianym duchowym pasterzem miejscowej wspólnoty parafialnej. Šumperski proboszcz był człowiekiem skromnym i wykształconym. Po aresztowaniu przeprowadzono spis majątku dziekana i znaleziono u niego zaledwie kilka sztuk odzieży, półkę z instrumentami muzycznymi /ksiądz miał szczególne zamiłowanie do muzyki, był częstym gościem rodziny Sattlerów i muzykował wraz ze swym przyjacielem Kacprem/, przyrządy astronomiczne oraz 322 książki, co na ówczesne czasy było olbrzymią biblioteką. Oprócz ksiąg teologicznych były tam dzieła historyczne, prawnicze, podróżnicze i klasyka antyczna - w językach: niemieckim, francuskim, włoskim, czeskim i po łacinie. Znajdował się tam również słynny podręcznik dla inkwizytorów - Malleus Maleficarum - „Młot na czarownice”, a także dzieło innego eksperta w dziedzinie czarownic - Martina Delria. Świadczy to o tym, że Lautner był dobrze obeznany z problematyką procesów o czary /przed egzekucją wyznał spowiednikowi ojcu kapucynowi Krescentiowi, że studiował księgi inkwizytorów, aby tym gorliwiej przeciw nim kazać/. Musiał być również człowiekiem o poglądach humanistycznych i tolerancyjnych, o czym świadczy fakt, że 42 z jego książek można było uznać za wręcz heretyckie z punktu widzenia ówczesnego Kościoła. Jest bardzo prawdopodobne, iż pomiędzy nimi znajdowało się dzieło niemieckiego poety, jezuity Fryderyka von Spee p. t. Cautio criminalis, wydane w 1631 r., ostro krytykujące procesy czarownic /a zwłaszcza stosowanie w nich tortur/ i uznane przez inkwizytorów za szczególnie szkodliwe.
W Niedzielę Palmową 1678 r. żebraczka z Verniřovic odniosła hostię zabraną z sobotínskiego kościoła i podała ją krowie, należącej do miejscowej akuszerki Doroty Groer. Zgodnie z ludowym przesądem krowa po zjedzeniu hostii powinna dawać więcej mleka. Na nieszczęście zauważył to ministrant, który zawiadomił o wszystkim kościelnego, a kościelny miejscowego proboszcza Schimdta. Nadgorliwy proboszcz doniósł o całej sprawie hrabiance z Velkich Losin, Angelinie Sybilli Galle z rodu Žerotínów, starszej, przesądnej kobiecie. Ona to za radą starosty wezwała z Ołomuńca człowieka mającego za sobą długoletnie już doświadczenie w polowaniach na czarownice - Franciszka Henryka Bobliga, który w krótkim czasie umiejętnie zaraził północne Morawy „gorączką czarownic”. W ten sposób doszło do konfrontacji księdza - humanisty i fanatycznego inkwizytora.
Lautner wykorzystując kazania podjął się pośredniej, a później i otwartej, obrony swych parafian oskarżonych o czary w dobrach Žerotínów w roku 1678. W 1679 r. po rozszerzeniu polowania na Šumperk otwarcie wystąpił przeciw Bobligowi. Była to jednak walka nierówna. W niedługim czasie została oskarżona o czary i aresztowana gospodyni proboszcza Zuzanna Voglicková. O ile w zeznaniach z pierwszych procesów nazwisko Lautnera nie pojawia się jeszcze, to od 1679 r. jest często wymieniany przez oskarżonych /dopiero przy drugim lub trzecim przesłuchaniu - po zastosowaniu tortur/ jako uczestnik sabatu na Petrových kamenech. Najpierw wskazała go własna gospodyni, zeznając, że razem uczestniczyli w sabacie. Stosując tortury, Boblig bez trudności „wkładał w usta” umęczonym ofiarom zeznania, jakich potrzebował. Tak więc na sabacie doszło do profanowania hostii, koronowania królowej czarownic, chrztu dzieci w imię szatana oraz niemoralnych orgii. Dysponując wymuszonymi zeznaniami 30 osób inkwizytor przedłożył oskarżenie przeciw Lautnerowi praskiemu sądowi apelacyjnemu, w którym miał znaczne poparcie. Odwrócił się także od proboszcza jego zwierzchnik - biskup Karol II Lichtenštein - Castelcorn. „Dojście” do biskupa inkwizycja znalazła zapewne za pośrednictwem jego osobistego sekretarza Eliasza Izydora Schmidta, brata sobotínskiego proboszcza Euzebiusza Leandra Schmidta, od którego cała afera się zaczęła /zupełnie „przypadkiem” objął on później stanowisko Lautnera/. Izydor Schmidt pojawia się następnie jako członek biskupiej komisji śledczej, w której główną rolę pełnił oczywiście Boblig, a innymi jej członkami byli dziekan z Mohelnic, kolega szkolny Lautnera - dr Jerzy Wojciech Winkler i były biskupi mistrz ceremonii Piotr Reharmondt. Ponieważ komisja bała się, że aresztowanie lubianego proboszcza spowoduje zaburzenia w Šumperku, zwabiono go podstępnie na przyjęcie do Mohelnic w dniu 18 sierpnia 1680 r. Tam, ku zaskoczeniu Lautnera, mírovski starosta Kotulínski, położył przed nim nakaz aresztowania podpisany przez biskupa. Więźnia pod eskortą muszkieterów natychmiast zabrano do więzienia na zamku w Mírovie.
Pierwsze przesłuchania zakończyły się dla Bobliga fiaskiem. Oskarżony spokojnie wysłuchał wymuszonych na świadkach zeznań, nie złamały go również przeprowadzone później konfrontacje na zamku w Losinách i w Šumperku /mimo że na pewno wstrząsnęły nim niedorzeczne zeznania bliskich osób - Kacpra Sattlera, najprawdopodobniej najbogatszego mieszczanina w Šumperku, spalonego następnie wraz z żoną i osiemnastoletnią córką, i gospodyni Zuzanny, z której trybunał czynił świadka koronnego/. Nie złamały Lautnera również dwa lata spędzone w ciężkim więzieniu /1681 i 1682 r./. Inkwizytorowi nie pozostało nic innego, jak przystąpić do tortur. Rozpoczęły się one w šumperskim więzieniu w dniu 8 marca 1683 r. Najpierw oskarżonemu założono rękawice i przez pół godziny miażdżono mu palce u rąk. Lautner nie przyznał się, więc tortury kontynuowano przez dwa dni ale bez skutku. Przystąpiono do drugiego stopnia męczarni - kat zastosował „hiszpański but” i przez trzy kwadranse miażdżył oskarżonemu kości goleniowe. Gdy po dalszych dwóch dniach tortur z księdza nie wydostano nic poza stwierdzeniem, że jest niewinny, zgodnie z prawem powinien być wypuszczony na wolność. Boblig nie mógł jednak przyznać się do porażki, w związku z tym rozpuścił wiadomość, że chodzi o szczególnie groźnego czarownika, któremu sił dodaje sam diabeł i zaczął gromadzić przeciw Lautnerovi nowe „dowody”. W połowie 1683 r. proboszcza przewieziono z Mírova do nowo zbudowanego więzienia w Mohelnicach. Przesłuchania stały się częstsze, a oskarżonemu czytano co też nowe ofiary inkwizycji przeciw niemu zeznały. Ksiądz nie poddawał się i wskazywał na rozbieżności w zeznaniach. Wszystko na nic, gdyż inkwizytor wszelkie nieścisłości wyjaśniał diabelskimi czarami. Trybunałowi pozostały tylko tortury. W dniu 14 czerwca 1684 r. Lautnera przewieziono do šumperskiego więzienia i przystąpiono do trzeciego stopnia tortur - rozciągania na drabinie. I tym razem bez skutku. Przed torturami spytano go, co sądzi o zeznaniach 36 osób, które zeznawały przeciw niemu. Odpowiedział: „Uznaję, że zeznawały o mnie, co jednak o mnie powiedziały, do tego się nie przyznaję”. Tortury powtórzono - tym razem u nóg zawieszano mu ciężary. Tego już nie wytrzymał i przyznał się do wszystkiego, czego chcieli jego oprawcy. Na drugi dzień odwołał wszystkie zeznania, ale po groźbie powtórzenia tortur, wycofał się z tego. Skapitulował po dwóch tygodniach przesłuchań i męczarni trzeciego stopnia. Teraz, tak jak inni oskarżeni, wolał śmierć niż dalsze tortury. Bez skutku pozostało odwołanie do biskupa, w którym zawiadamiał, że przyznał się do czegoś, czego nie popełnił. Odpowiedzią był rozkaz do komisji śledczej, aby wydała wyrok. Trybunał ogłosił go 1 września 1685 r. Osiem dni później arcybiskup Ołomuńca wyrok potwierdził.
Tragedia Lautnera zakończyła się w Mohelnicach 18 września 1685 r. Najpierw wbrew swym protestom został haniebnie zdegradowany w miejscowym kościele przez ołomunieckiego biskupa Breunera. Potem wsadzono go na wóz i pod silną strażą stu muszkieterów przewieziono na miejsce kaźni /na peryferiach miasta - dzisiaj w tym miejscu jest park /. Zgromadziło się tam około 20 tys. ludzi. Kat chcąc skrócić męki księdza, przywiązał mu do szyi woreczek z prochem. Niewiele to jednak pomogło i šumperski proboszcz spłonął żywcem. W ostatnich słowach przed śmiercią mówił do tłumu, że jest niewinnym męczennikiem. Później, gdy wśród ludzi zaczęły szerzyć się takie opinie, inkwizytorzy odpowiadali, że i diabeł ma swych męczenników. Dobrej pamięci o Lautnerze bronił po jego straceniu šumperski spowiednik proboszcza, dominikanin P. Marquart, który później - na szczęście bezskutecznie - został oskarżony przez Bobliga o czary.
Nieugięty proboszcz z Šumperku został bohaterem powieści Wacława Kaplickiego „Młot na czarownice” i filmu Otakara Vávry pod takim samym tytułem, zaś na skraju mohelnickiego parku stoi pomniczek poświęcony jego śmierci."