Mrozen
Wysłany: Sro Lip 23, 2008 3:27 pm
Temat postu: Sudety (i okolice ich) w sztuce - filmie, literaturze itp.
Sudety oraz graniczące z nimi tereny Śląska, Łużyc, Czech i Moraw bardzo często stawały się natchnieniem dla artystów (często przez ciekawą i złożoną historię tych terenów). Owoce tych natchnień warto sobie przyswoić. Jak ostatnio pisałem w Aktualnościach na interesującym nas terenie powstają właśnie dwa kolejne filmy: amerykański "Iron cross" i polski (polsko-czeski?) "Operacja Dunaj". Wspominałem też o wielkim dziele współczesnej literatury amerykańskiej - "Rzeźni numer pięć"
http://www.skps.wroclaw.pl/index_new.ph ... all&no=471
Zacznijmy ten cykl na forum od "Pociągów pod specjalnym nadzorem" Bohumila Hrabala. Powieść i film zostały zainspirowane przeżyciami autora w Nymburku - pięknym zabytkowym mieście, leżącym niedaleko od granicy Sudetów, na północny - wschód od Pragi. Hrabal był tam (w czasie okupacji) dyżurnym na kolei.
„Pociągi pod specjalnym nadzorem" (1965), trzecia książka Bohumila Hrabala i jedno z jego arcydzieł, od razu po premierze przyniosła mu sławę w rodzinnej Czechosłowacji. Rok później czołowy reżyser czeskiej Nowej Fali Jiři Menzel zekranizował „Pociągi..,". Film zdobył Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w 1967 r. O Hrabalu usłyszał cały świat. Rozgrywająca się w czasach II wojny światowej, pełna ciepłej ironii opowieść o erotyczno-zawodowych perypetiach zakompleksionego młodzieńca nieudacznika, pomocnika zawiadowcy na wiejskiej stacyjce, uwiodła nie tylko Menzla, a potem członków Amerykańskiej Akademii Filmowej. Magiczną wyobraźnią i rubasznym stylem Hrabala zachwycili się krytycy i czytelnicy na całym globie.”
Nie mogę sobie odmówić zacytowania początku tej książki, bo koresponduje on z tym, co ostatnio bardzo mnie interesuje. Opis szabrowania zestrzelonego niemieckiego samolotu jest jak najbardziej realny. Do junkersa rozbitego pod Śnieżką Czesi wyprawiali się po świetną duraluminiową blachę, używaną do produkcji prymitywnych pralek.
„W tym roku, w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym, Niemcy nie panowali już w powietrzu nad naszym miasteczkiem. A cóż dopiero mówić - nad całą okolicą, całym krajem. Piloci samolotów nurkujących do tego stopnia zdezorganizowali transport, że pociągi poranne kursowały w południe, południowe - wieczorem, wieczorne zaś - nocą, tak iż zdarzało się, że pociąg popołudniowy przyjeżdżał punktualnie co do minuty według rozkładu jazdy, ale działo się tak dlatego, że był to o cztery godziny spóźniony przedpołudniowy pociąg osobowy.
Przedwczoraj nieprzyjacielski samolot myśliwski ostrzelał nad naszym miasteczkiem niemiecką maszynę, tak że odpadło jej skrzydło. A potem kadłub zapalił się i runął gdzieś na pole, skrzydło to zaś, odłamując się od kadłuba, wyrwało parę garści śrubek i nakrętek, które spadły na plac, szczerbiąc po drodze głowy kilku kobiet.
A skrzydło szybowało nad naszym miasteczkiem; kto tylko mógł, patrzył na nie aż do chwili, kiedy opuściło się skośnym lotem nad sam plac, gdzie wysypali się goście z obu restauracji, po czym cień tego skrzydła poruszał się po placu i ludzie rzucali się na drugą stronę placu, to znów z powrotem tam, gdzie stali przed chwilką, bo skrzydło to poruszało się wciąż jak ogromne wahadło, które kierowało obywateli w stronę odwrotną od kierunku ewentualnego upadku, wydając przy tym coraz głośniejszy gwizd i ton coraz śpiewniejszy. Następnie błyskawicznym ślizgiem runęło do ogrodu księdza dziekana.
Nie upłynęło pięć minut, a ludzie już szabrowali płyty i blachy z tego skrzydła, które nazajutrz pojawiły się jako daszek bądź na klatce dla królików, bądź na kurniku, a pewien spryciarz tegoż popołudnia wykrawał z tej zdobycznej blachy elementy, robiąc z nich wieczorem piękne osłony na nogi do motocykli.
W ten sposób zniknęło nie tylko skrzydło, ale cała blacha i inne części samolotu Trzeciej Rzeszy, który spadł za miasteczkiem na przysypane śniegiem pola”.
Wstęp i fragment powieści pochodzą z wydania w "Kolekcji Gazety Wyborczej", tom 27.