Strona 1 z 1

Czy wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenia dla turystów?

Post: 07 paź 2014, 11:12
autor: Artur
http://www.skps.wroclaw.pl/index.php?fu ... ll&no=5375

Ponieważ temat ten jest mi w pewien sposób bliski, a jednocześnie znów trafił do mediów, pozwolę sobie na dłuższą wypowiedź i zaproszenie do dyskusji.

Osobiście jestem absolutnie przeciwny jakimkolwiek odpłatnościom za akcje ratunkowe czy obowiązkowym ubezpieczeniom. Z mnóstwa powodów.

1. Rachunek (zwłaszcza wielotysięczny) za akcję ratunkową jest de facto formą kary. Czasem zasłużonej, czasem nie. Bez względu na kwestię winy, efektem będzie realna obawa przed wezwaniem pomocy. Z jednej strony wyeliminuje to, jakże popularne w mediach "wezwania przedwczesne (Lotnicze Radio Taxi TOPR) z drugiej - Z PEWNOŚCIĄ prędzej czy później sprawi, że ktoś zrezygnuje z wezwania pomocy, której faktycznie potrzebuje. Albo opóźni to wezwanie, tracąc cenne minuty i godziny. W książce "Wołanie w górach" Michała Jagiełły, wieloletniego ratownika i naczelnika TOPR, jest dogłębna analiza zagadnienia "zbyt wczesnego wzywania pomocy". wniosek jest jednoznaczny - granica między wezwaniem pomocy "pochopnie" a "zbyt późno" jest bardzo płynna, w środku nie ma wiele miejsca na "w samą porę". Bardzo trudno to ocenić nawet post factum. Tym bardziej w sytuacji zagrożenia, pod wpływem stresu. Dodawanie do tego pierwiastka odpowiedzialności finansowej jeszcze tę kwestię skomplikuje.

2. Mentalność turystów - Nie od dziś wiadomo, że ludzie (nie, nie tylko Polacy) jako ogół starają się unikać nawet drobnych opłat, kiedy tylko są w stanie. Do tego dochodzi powszechne przekonanie, że "mi nic złego się nie stanie". Tym silniejsze, im łatwiejsze i niższe góry. Dlatego moim zdaniem to, co sprawdza się w słowackich Tatrach, nie zadziała na Wielkie Sowie czy Śnieżce. Aby słowacki model ubezpieczeń zadziałał u nas, musi być naprawdę powszechny. A ja absolutnie nie wierzę, żeby dało się przekonać wszystkich spacerowiczów (wielu z nich zapewne nie myśli nawet o sobie jako o turystach górskich), że idąc w słoneczny letni dzień na Wielką Sowę, do Chatki Górzystów czy nawet Śnieżkę, potrzebują ubezpieczenia od akcji ratowników górskich. Do tego dochodzą wszyscy ci, o których w artykule pisał Mrozen - mieszkańcy okolicy, grzybiarze etc. Weźmy taki przypadek:

http://gopr.org/news/aktualnosci39 - rok 2009, Karpniki i Strużnica - skomplikowana akcja ewakuacji ludzi z ich własnych domów. Komu GOPR miałby wystawić fakturę za tę akcję? Czy mieszkańcy powinni być przez 365 dni w roku ubezpieczeni od akcji ratowników górskich?

No dobrze, ale ktoś powie teraz "jak nie chcą się ubezpieczać, to ich problem i ich ryzyko, niech płacą, w czym problem?" Choćby w ściągalności. Chyba każdy wie, jak wielkim problemem jest windykacja nawet najprostszej należności w naszych realiach ekonomicznych i prawnych. GOPR ratuje człowieka przy użyciu śmigłowca. facet nie miał ubezpieczenia, otrzymuje fakturę na kilka lub kilkanaście tysięcy. Teoretycznie sam jest sobie winien, bo poskąpił na ubezpieczenie. Ale w praktyce i tak nie zapłaci, bo nie ma z czego. I grupa regionalna GOPR, któa zatrudnia tylko kilkanaście osób, w większości ratowników, stanie przed koniecznością zajmowania się windykacją trudnych do ściągnięcia faktur. Kto ma się tym zajmować i za co? Do tego MSWiA z przyjemnością umyje wtedy ręce "No jak to nie macie pieniędzy? przecież ludzie płacą za ratunek... Nie płacą? Nie możecie ściągać należności? No przykro nam, ale to nie nasza wina..."

3. Mentalność ubezpieczycieli - A konkretniej - naszych ubezpieczycieli. Branża ubezpieczeń jest bardzo specyficzna. Z jednej strony reklamuje się niemal wyłącznie za pomocą takich słów jak "pewność", "zaufanie", "poczucie bezpieczeństwa". Z drugiej, robi wszystko, byle tylko ni zapłacić ani złotówki. Ktokolwiek miał do czynienia z ubezpieczalnią, wie, o czym mówię. Od najmniejszych firemek, na PeZetU kończąc, nasi ubezpieczyciele opierają swój biznesplan na maksymalnym unikaniu odpowiedzialności, choćby oznaczało to opłacanie armii prawników i toczenie tysięcy sporów sądowych. Strategia jest prosta - za wszelką cenę udowodnić, że do wypadku/szkody/zdarzenia doszło z winy ubezpieczonego. I, o dziwo, taka strategia działa. Nawet na drogach, gdzie drogówka zazwyczaj w ten czy inny spsób jednoznacznie ustala winnego. A teraz przenieśmy się w góry. I wyobraźmy sobie wszelkie ograniczenia, wyłączenia odpowiedzialności i zastrzeżenia. Poślizgnął się pan? A, to trzeba było mieć dobre buty. Miał pan? no skoro się pan przewrócił, to chyba jednak nie. Padało? A jednak wyszedł pan w góry w niebezpiecznych i trudnych warunkach? No przykro nam, ale sam pan jest sobie winien....itd itp. Cały czas mam w pamięci sprawę sprzed kilku lat, kiedy to popularny ubezpieczyciel na S, sprzedający równie popularne karty na E, odmóiłwypłąty odszkodowania za wypadek w Alpach. Dwóch narciarzy zjeżdżało trudną trasą - jeden z nich uległ wypadkowi i spadł w niedostępne miejsce, drugi ruszył mu na pomoc. Wezwani na pomoc ratownicy podjęli najpierw rannego, a potem wrócili po jego kolegę. Zafakturowali to jako dwie odrębne akcje i wystawili dwa rachunki. Pierwszy został przez ubezpieczyciela opłacony. Drugiemu odmówiono bo...nie uległ wypadkowi. Gość został z nie opłaconą fakturą na tysiące Euro za ewakuację śmigłowcem.

Tu szczegóły: Niestety nie wiem, jak się ta sytuacja zakończyła. http://www.tygodnikpodhalanski.pl/?mod=news&id=6641

Owszem, są zapewne ubezpieczyciele godni zaufania. Dość dobrze mówi się o ubezpieczeniu w ramach członkostwa w Alpenverein. Ale znów - ilu z niedzielnych turystów sudeckich i podsudeckich miałoby dołączać do międzynarodowego klubu alpejskiego? i po co?

4. Kwestia "sprawiedliwości", czyli wielokrotnie powtarzany argument p.t. "dlaczego mam płacić za idiotów w górach?". Chyba najbardziej populistyczny i emocjonalny ze wszystkich. Odpowiadam:

Po pierwsze - kto ma ocenić, co jest w górach idiotyzmem a co nie? Instynktownie czujemy, że wyjście zimą na zalodzony szlak w adidasach jest idiotyzmem. Ale już wyjście latem dobrze przygotowanego turysty w dobrym obuwiu nie. Ale co z tym wszystkim, co jest pomiędzy? Kto i na podstawie jakich kryteriów miałby oceniać, ile i jak poważnych błędów dopuściła się ofiara? Policja, wezwana z pobliskiego miasta? GOPR, który zamienimy tym samym w górski odpowiednik drogówki? Czy może ubezpieczyciel, w którego najlepszym interesie jest uznanie, że każde wyjście w góry to sport ekstremalny i skrajna nieodpowiedzialność?

Po drugie - Skoro ma być sprawiedliwie, należałoby również obciążyć kosztami idiotów na drogach, któzy powodują wypadki, i idiotów we własnych domach, którzy powodują pożar w kuchni. Owszem, sprawca wypadku drogowego odpowiada prawnie. Owszem, z reguły otrzymuje kilkusetzłotowy mandat. Ale kosztów, zazwyczaj idących w tysiące, akcji policji, pogotowia i straży nikt na niego nie przerzuca. Kiedy ktoś przez własną głupotę przypali obiad i wywoła pożar, nikt nie wystawia mu wielotysięcznego rachunku za akcję gaśniczą strażaków. Tak się zastanawiam, ile wynosiłby rachunek dla sprawcy katastrofy pod Szczekocinami? Za wikipedią:

W akcji uczestniczyło 450 strażaków z 4 województw, 300 policjantów, funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei, ochotnicy, ponadto użyto 35 samochodów ratownictwa technicznego, 2 śmigłowce ratunkowe i 13 psów[8], a także pociąg ratunkowy oraz wóz zabezpieczenia technicznego, potocznie nazywany "czołgiem kolejowym"

Do tego karetki pogotowia, ratownicy PCK na nawet Jurajska Grupa GOPR (o której, notabene, z początku w ogóle nie pomyślano i została wezwana dopiero po paru godzinach)

Koszty musiały pójść w miliony. A jednak tam nikt nie krzyczał o pokrywaniu kosztów...

Wzywanie, by ofiary wypadków górskich same płaciły za akcje jest wyjątkowo wybiórczym i arbitralnym domaganiem się "sprawiedliwości". Tak naprawdę to zwykły populizm. Do tego będący bardzo na rękę rządowi, który już dawno powinien wciągnąć pogotowie górskie w struktury MSWiA, zamiast, jak to ma miejsce obecnie, wspaniałomyślnie i uznaniowo "współfinansować" jego działalność, rzucając jednocześnie ratownikom kłody pod nogi

Re: Czy wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenia dla turystów?

Post: 08 paź 2014, 16:34
autor: Mrozen
"Zabierają malutkie dzieci na zbyt trudne wyprawy, idą w trampkach na Rysy. A potem podatnicy - czyli my wszyscy - płacą miliony złotych za ratowanie turystów, którzy pakują się w kłopoty przez własną bezmyślność"

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75248,16317999,Za_ ... z3FZEUYgIQ

To ja tej coraz bardziej populistycznej "Gazecie" odpowiem "Rzepą".

Wychowawcza rola zawodowej piłki nożnej w Polsce ...

"Blisko 2,5 mln policjantów zabezpieczało mecze piłki nożnej 
od 1999 roku. Wydano na to 330 mln zł. (...)

W 1999 roku wydano na ten cel 12,5 mln zł, pięć lat później ponad 15 mln zł, a po kolejnych pięciu latach już ponad 20 mln zł, by w 2011 dojść do 28 mln zł.

W tym roku wydano 
już ponad 20 mln zł. A rachunek za 13 lat przekracza 330 mln zł."

http://www.rp.pl/artykul/1049898.html

"1 995 259 widzów uczestniczyło w meczach T-Mobile Ekstraklasy w sezonie 2012/2013."
http://ekstraklasa.net/blisko-2-miliony ... b231000000

"Tatry, jako jeden z najpiękniejszych zakątków naszego kraju, przyciągają rzesze turystów z kraju i z zagranicy. Z utrzymującą się w ostatnich latach liczbą turystów przekraczającą 2,5 mln rocznie należą do najczęściej odwiedzanych regionów kraju."

http://tpn.pl/zwiedzaj/turystyka/turystyka-piesza

Tylko w Tatrach było więcej turystów niż na wszystkich meczach Ekstraklasy w sezonie. Co jest ważniejsze dla gospodarki i społeczeństwa - turystyka, czy piłka nożna w polskim wydaniu? Mecze trwają 90 minut plus przerwa i chadzają na nie z reguły te same osoby.

Ten sam resort ... Ministerstwo Sportu i Turystyki, bez którego wiele krajów sobie doskonale radzi.