Naprawdę super wyjazd. Wyjątkowo utrafiliście z pogodą - we wrześniu można się w Karpatach rumuńskich często mocno zdziwić, nierzadko pierwszymi śniegami. Wam się udało. Tylko pozazdrościć!
Bardzo podoba mi się też program Waszej wędrówki - jeden wyjazd i w sumie pięć szczytów do Korony Gór Rumunii. Czy pod tym kątem przygotowywany był program, czy "tak jakoś wyszło"?
Refleksji i pytań na pewno będę miał sporo. Chciałbym jeszcze kiedyś wrócić w tę część Karpat - jeszcze mi się nie znudziły, chociaż szósty raz w Bucegi to może być trochę zbyt wiele. Ale tam jest tak fajnie!
Na razie odniosę się do problemu rumuńskich piesków pasterskich, bo w Twojej relacji pobrzmiewa kolejny raz - tak często spotykana wśród nie tylko polskich turystów - mocno niezasłużona opinia o tych "groźnych i krwiożerczych" bestiach. Jest trochę inaczej - naprawdę. Kiedyś napisałem co nieco o moich kontaktach z owczarkami z gór rumuńskich - zamieściłem to na nieistniejącym już forum "Karpaty Wschodnie". Sądzę, że moje wrażenia sprzed kilku lat spokojnie mogę "przekleić" na nasze SKPS-owskie forum, nieco tylko tamten wpis modyfikując. Dodam, że po tych moich słowach z 2016 r. byłem jeszcze kilka razy w rumuńskich Karpatach. Swojego zdania o tamtejszych pieskach nie zmieniłem.
gracjab pisze:Największym wyzwaniem było odganianie psów pasterskich, które pilnowały pasących się stad owiec. Momentami było groźnie, od tego dnia każdy z nas miał w kieszeni kamień na wszelki wypadek.
Pierwszy mój wyjazd w rumuńskie Karpaty, SKPS-owski oczywiście, to Retezat w 1982 r. Od tego czasu spotkań z pasterskimi psami miałem już chyba z setkę, a pewnie nawet nieco więcej. I nigdy nie słyszałem, aby ktoś został przez nie pogryziony...
To stereotypy i naprawdę fałszywe opinie, puszczane w obieg najczęściej przez tych, którzy rumuńskich gór albo nie znają, powtarzają zasłyszane opinie, albo w górach zachowali się po prostu głupio - odpalając np. race, gaz i tym podobne wynalazki.
Aby nie być gołosłownym, chciałbym pokazać parę moich zdjęć tych krwiożerczych karpackich bestii
Góry Paring (Munţii Parâng) - wrzesień 2007 r.
Góry Bucegi (Munţii Bucegi) - sierpień 2010 r.
Góry Fogaraskie (Munţii Fagaraş) - sierpień 2010 r.
Góry Cindrel (Munţii Cindrel) - wrzesień 2010 r.
Góry Bucegi (Munţii Bucegi) - sierpień 2013 r.
Góry Baiului (Munţii Baiului) - sierpień 2013 r.
Góry Ciucas (Munţii Ciucaş) - sierpień 2013 r.
Góry Podu Calului (Munţii Podu Calului) - sierpień 2013 r.
Góry Penteleu (Munţii Penteleu) - sierpień 2013 r.
Góry Mehedinţi (Munţii Mehedinţi) - sierpień 2014 r.
Góry Cernei (Munţii Cernei) - sierpień 2014 r.
Biały Retezat (Munţii Piule-Iorgovanului) - sierpień 2014 r.
Góry Tulişa (Munţii Tulişa) - sierpień 2014 r.
Góry Cindrel (Munţii Cindrel) - marzec 2015 r.
Góry Trascau (Munţii Trascau) - marzec 2015 r.
Góry Marmaroskie (Munţii Maramureşului) - lipiec 2015 r.
Podobnych zdjęć mam jeszcze kilkadziesiąt, jeżeli nie więcej - sporo, zwłaszcza tych z lat 80. jeszcze nieposkanowanych. Naprawdę tylko dwa razy napotkałem agresywne psy (ale nie odważyły się nikogo ugryźć) - raz w górach Semenic w sierpniu 2001 r.
O to te psy z tego zdjęcia
Ale przypuszczam, że to była wina naszej liczącej przeszło 30 osób grupy (całe towarzystwo wędrowało w stronę najwyższego szczytu w tych górach Piatra Goznei 1447 m n.p.m.), gdyż czołówka zaczęła zachowywać się nieodpowiedzialnie - wymachiwanie kijkami itp. Drugi raz przy jednej z bacówek w górach Penteleu w sierpniu 2013 r., ale to chyba znowuż wina wyjątkowo wrednych pasterzy - potrafili na odcinku kilkuset metrów usunąć wszystkie znaki szlaków w pobliżu bacówki. Psy dopasowały się do tych skur....
A recepta na uspokojenie i zjednanie sobie psiaków jest dosyć prosta. Wystarczy mieć pod ręką odrobinę chleba lub skórek chleba (ja noszą woreczek foliowy z odpadami chleba w... torbie fotograficznej). I naprawdę to wystarczy. Psy "będą nasze" i nie wkurzymy pasterzy, którzy na pewno po pewnym czasie podejdą do nas. Pamiętajmy, że odpalając petardę wywołamy też panikę wśród owiec.
Z podawaniem chleba (można też kawałki żółtego sera, te fragmenty, które zaczynają pleśnieć, można też oczywiście coś mięsnego) nie spieszmy się. Pierwszy pies, który do was przybiegnie to raczej nie będzie ten najważniejszy. Raczej "skrzydłowy" - pilnujący jednaj flanki stada owiec. Będzie szczekał, ale nic nie zrobi. Ma bowiem zaalarmować głównego "szefa" sfory. Ten przybiegnie na pewno, chyba że was zignoruje - to stary wyjadacz i swój rozum ma. Jeżeli stwierdzi, że ze strony turystów nic owcom nie zagraża, raczej nie podejdzie i pozostałe psy się uspokoją. Poznać go po kolczatce - obroży z kolcami na zewnątrz. To ten pies, który przyjmuje na siebie ataki wilka, który - wiadomo - rzuca się swym ofiarom do gardła. Często ma poharatany po bojach pysk - pełen blizn.
On powinien otrzymać nasz poczęstunek jako pierwszy. Pamiętajmy, że w sforze panuje hierarchia. Jeżeli jakiś inny pies chwyci podejdzie do jedzenia jako pierwszy, wtedy przywódca może ugryźć. Ale nie nas, tylko tego psa, który złamał panujące w stadzie kanony.
To taki pies, jak ten na tym zdjęciu. Tu pilnuje mojego plecaka. Myślał wtedy, że jeszcze coś wyciągnę ze środka dla niego. Dobrze myślał...
Psy uspokajają sie też, gdy zobaczą, że rozmawiamy z pasterzami. Znają głos swoich opiekunów i wiedzą, kiedy oni coś mówią w wzburzeniu, kiedy zaś są spokojni. Wystarczy więc pozdrowić pasterza, zapytać, gdzie jest najbliższa woda lub źródło ("Unde este apa?", " Unde este izvorul?") lub "czy tu są niedźwiedzie" (Există urși aici?). Psy na pewno przestaną szczekać. I tu od razu przypomnę te nieszczęsne petardy - po huku pasterze na pewno wrzasną w naszą stronę w tak ostrej formie, że psiaki uznają w nas ich (pasterzy) i swoich wrogów.
A my podtrzymamy debilne stereotypy!
Jeśli już mamy użyć jakiegoś gadżetu, to niech będzie to zwykły metalowy gwizdek kupiony w składnicy harcerskiej lub sklepie sportowym (raczej nie ta imitacja gwizdka dokładana w niektórych plecakach do pasa piersiowego). Na nasz gwizd na pewno nadejdą pasterze.
Z takich fajnych "psich" wspomnień to obrazek z Gór Rodniańskich z lipca 2015 r. Na pasterskim płaju spotykamy owce i pilnujące je psy. Po dwudziestu sekundach psy są już oswojone... Nadchodzi pasterz i przerażony patrzy na naszą komitywę - ostrzega, że pies może ugryźć. Ale dla psiaków jesteśmy w tej chwili większą atrakcją niż ich opiekun. A ten, aby pokazać, że jednak on jest dla swojej watahy największym autorytetem pada na kolana i zaczyna... wyć. A psy razem z nim.
Mieliśmy rumuńskiego "Tańczącego z wilkami" w realu...
I jeszcze jedno, a właściwie dwa, wspomnienia.
W początkach maja 2000 r. odwiedziliśmy Sarmizegetusę rzymską (Colona Ulpia Traiana) u podnóża gór Retezat (nie był to wyjazd SKPS-owski, ale kilku przewodników z naszego koła w nim uczestniczyło: Maciek "Szalony" Ś., Piotrek Nogieć, Piotrek "Bidon" B. i ja). Owce jeszcze nie były wyprowadzone na hale. Przy jednym z domów spotkaliśmy taką sukę ze szczeniakiem. Przez dwa lub trzy dni spaliśmy obok, w domkach campingowych i ze Stefanią się dość dobrze zaprzyjaźniliśmy (tak naprawdę to imię takie miała szefowa miejscowej knajpy, ale imię to przeszło również na psinę)
Pięć lat później byłem w tym samym miejscu, przy tej samej knajpie i tej samej psiej budzie. W knajpie Stefani już nie było, suki o tym imieniu też, ale psiak - ten szczeniak sprzed pięciu lat - nas poznał. Na tej fotce zabawia się z moją córką Ulą.
W tle, za metalową siatką, teren wykopalisk archeologicznych w rzymskiej Sarmizegetusie.
A co do niedźwiedzi. Wędrując po górach gadajcie, podśpiewujcie. Zwierzak musi was słyszeć. Po posiłkach wszystkie puszki, pojemniki, folie, obierki itp. do worka foliowego, który trzeba dokładnie zamknąć. Nie zostawiać tego pod namiotem, tylko do plecaka (ja śmieci znoszę ze sobą z gór). Nieumyte garnki - nieraz brakuje wody - także chowamy do worków, aby nie kusiły miśków zapachem. Wieszanie jedzenia w workach na drzewach to często stosowana praktyka, ale bez przesady. Jeszcze nie otworzone konserwy i inne sklepowo zamknięte wiktuały mogą pozostać w namiocie.
Przy takim podejściu kontakt z misiem będzie wyglądał w takiej mniej więcej formie (Góry Şureanu - maj 2005 r.). Wasze drogi raczej się nie skrzyżują.
Pozdrawiam i życzę Wszystkim udanych rumuńskich i karpackich eskapad!!!