Faktycznie ciężka sprawa. Chyba nie da się (albo asekuracyjnie - ja nie widzę możliwości) takiego ułożenia zakresu uprawnień, żeby nie było się do czego przyczepić z żadnej strony - a stron tych jest wiele - formalno-prawna, merytoryczna, czy wręcz... hm..."zdroworozsądkowa". Tak źle i tak niedobrze, chociaż z wywaleniem Gór Opawskich i Kaczawskich jakoś trudno mi się pogodzić.
Przy czym w pierwszej kolejności należałoby chyba zadać inne pytanie - czym tak naprawdę jest ten "obszar uprawnień" w świetle obecnych przepisów? Przyznam, że trochę wypadłem z obiegu i przestałem śledzić niusy i sprzeczne interpretacje tychże, ale zmieniło się sporo. Przewodnik miejski, terenowy i pilot wycieczek ulegli pełnej deregulacji. Nie jestem pewien, czy i w jaki sposób funkcjonuje nadal w jakiejkolwiek formie "przymus przewodnicki" w odniesieniu do gór, bo słynne 1000 m.n.p.m chyba już się zdezaktualizowało?
Dlatego właśnie odpowiedź na pytanie czym jest obszar uprawnień (i jak go w związku z tym opisać) wychodzi dość skomplikowanie. Nie jest to przecież obszar "monopolu" przewodników sudeckich, bo sporą jego część mieli dla siebie terenowi a nawet miejscy z Wrocławia. (a więc obecnie - każdy). Nie jest to obszar, poza który nie wolno wyjść przewodnikowi sudeckiemu, bo poza nim -jak wyżej - prowadzić może teraz każdy (dla przyzwoitości wypadałoby chyba schować blachę/identyfikator
) Więc co? Czy ten obszar, obojętnie jak go wyrysujemy, nie został przypadkiem zredukowany do "obszaru będącego przedmiotem szkolenia i egzaminowania"? Jeśli tak, to obawy o jego zbytnią szerokość są mało istotne, a o pozostawienie poza nim pewnych miejsc też nie są z tych krytycznych....